Kampanię czas zacząć

Proponowany porządek majowej sesji statutowej wskazywał, że będzie w czasie obrad poważna burza, ale żeby aż z wyładowaniami, nie przypuszczałem. Już początek nie wróżył nic dobrego. Gdy tylko padła informacja, że Rzeszów plasuje się na drugim miejscu, tuż za Gdańskiem, w wykorzystaniu funduszy unijnych, od razu odezwali się spece od chałupniczej ekonomii z pretensjami, ze wzrosło zadłużenie. Tak jakby nie wiedzieli, że w naszym mieście jest ono naprawdę niegroźne i dalekie od dopuszczalnego poziomu, i że za jedną złotówkę tegoż zadłużenia zdobywa się nawet sześć złotych z funduszy, a drugiej takiej okazji już nie będzie. Miasto pozyskało grubo ponad 13 tys. zł na statystycznego mieszkańca. Wszyscy w Polsce nam zazdroszczą, a nasi prawi i sprawiedliwi psioczą ile wlezie i drą kassandryczne szaty. Inaczej nie potrafią.

Wydawało się, że złożone przez zastępcę prezydenta, Stanisława Sienkę, sprawozdanie z realizacji programu współpracy miasta z organizacjami pozarządowymi, wraz z zaproponowanymi wnioskami na przyszłość, przejdzie bez większych emocji. Nic bardziej mylnego! W polemikę wdali się niektórzy radni, a zwłaszcza marszałkowski kolejarz, który akurat na tej współpracy zna się, według niego, najbardziej. Okazało się, że ta znajomość jest tak duża, iż nie wymagała od niego nawet przeczytania pisemnego sprawozdania i co rusz z zapałem krytykował i proponował tak rewelacyjne rozwiązania, że one już w tym sprawozdaniu były. Widocznie drukowane mu kiepsko idą, a w domu i w pracy nie dają mu wygadać się. Dowartościowuje się biedaczysko w czasie sesji.

Wreszcie doszło do aquaparku. Przed sesją wybitny architekt z Radomia skrzyknął grupkę przeciwników budowy takiego obiektu na Baranówce i solidnie w tym gronie ponarzekał sobie na co trzeba i obiecał, że przeciwników tej budowli nie opuści aż do śmierci. Rozpoczął zatem kampanię wyborczą najtaniej jak mógł, ale z dużym zadęciem antyferencowskim. W czasie sesji rąbnął taką argumentacją, że stodoła mała. Gdyby się słyszał, to z pewnością nie udzieliłby sobie głosu. Ponoć dobro tych mieszkańców tak długo chodziło mu po głowie, aż owo dobro nogi zabolały i musiał nad nim użalić się. Twierdził, że w spotkaniu z nim uczestniczyło grubo ponad sto osób. W mojej rodzinnej wsi, jeśli komuś dwoi i troi się przed oczami, to odsyłają go spać do wytrzeźwienia. Jeden z uczestników owego spotkania dokładnie wszystkich policzył i wyszło mu, że razem z nim było równo 45 luda. Przy 12 tys. mieszkańców osiedla, to rzeczywiście imponujący wynik.

Nie pomogła informacja, że stosowne komisje rady mają nową propozycję lokalizacji aquaparku, którą po stosownych analizach zechcą skonsultować ze wszystkimi, którzy wyrażą wolę sensownego o tym rozmawiania. Teraz problem zdjęto z porządku obrad i skierowano do odpowiednich komisji. Maszyneria wiecowa poszła jednak w ruch pełną parą. Przedstawiciel niezadowolonego ludu, zebranego w sesyjnej sali w sile około dwudziestu osób, szlifował przygotowaną mowę, zaś wybitny architekt z Radomia i architekt całego spektaklu wstąpił na sesyjną ambonę i niczym ten poeta Horacy rozpoczął wiecowanie. Tego nie zdzierżył cierpliwy na ogół przewodniczący Andrzej Dec i mówcy odebrał głos. Uznał słusznie, że radny nie może organizować sobie wieców w czasie sesji, jeśli mu się tak spodoba. Jeszcze chwilę trwał spór o przegłosowanie dopuszczenia do głosu przedstawiciela mieszkańców, ale nieskuteczny. Na postawiony zarzut, że przewodniczący łamie statut rady, ten odesłał ich do uważnej lektury owego statutu, zalecając pracę nad jego zmianą, jeśli im nie odpowiada. Nie ustąpił, pomimo że niektórzy wznosili gromkie okrzyki, prawie jak Macierewicz pod pałacem prezydenckim.

Wiecowiec w końcu opuścił mównicę oraz salę i po krótkiej debacie w holu ratusza poprowadził protestantów na gabinet prezydenta Ferenca. A że prezydent akurat zajmował się poważniejszymi sprawami poza ratuszem, zdezorientowanej sekretarce wręczyli przyniesione hasła na dykcie przymocowanej do kijów i na tym wszystko zakończyło się. Okazuje się, że Wietnamczyk wszystko sprzeda, Chińczyk wszystko zje, Polak ze wszystkiego upędzi bimber, a wybitny architekt z Radomia ze wszystkiego zrobi zadymę. Coś w tym jest!

Roman Małek



Dodaj komentarz

Plain text

Projekt i realizacja: