Z mojej loży - czerwiec

ŁAŃCUT  PO RAZ 53.

Przystojny, elegancki, szpakowaty, szarmancki, a przy tym w rewelacyjnej formie, mimo przekroczenia 60 lat życia artysta, jeden z najwybitniejszych tenorów świata, Jose Carreras, zainaugurował 53. Muzyczny Festiwal w Łańcucie. Pani dyrektor festiwalu, prof. Marta Wierzbieniec, znów zaryzykowała zarządzając, że ten koncert odbędzie się w plenerze przed Zamkiem. I znów wygrała. Cudowna sceneria, światła, wspaniała muzyka i do tego zaproszona do udziału w koncercie atrakcyjna brunetka, sopranistka, urodzona na Ukrainie absolwentka Konserwatorium we Lwowie, od 14 lat na scenach operowych, Natalia Kowalowa. Ten wybór był trafny, co potwierdziły arie wykonywane w duecie. Tu nie było rywalizacji, kto lepszy, było za to piękne współbrzmienie i wzajemne uzupełnianie się. A w programie arie, które wyszły spod ręki takich tytanów europejskiej kompozycji, jak: Verdi, Donizetti, Tosti, Delibes, Bizet i wielu innych. Za pulpitem dyrygenckim – umownie – mistrz batuty David Jimenez, siostrzeniec Jose Carrerasa. Umownie, bo ten świetny mistrz batuty utwory miał w głowie, a nie na papierze nutowym i świetnie, z ekspresją, ale też w sposób wyważony prowadził rzeszowskich filharmoników.

Realizacji koncertu towarzyszył jeszcze jeden problem – nagłośnienie wykonawców. Trudno sobie wyobrazić taki koncert, przy tej ilości wykonawców, bez wsparcia techniki nagłośnieniowej. Opanować i właściwie wykorzystać ponad 80 mikrofonów (!) oraz kabli doprowadzających sygnał do konsolet to ekwilibrystyka. W tym roku, przy fachowości obsługi, brzmienie całości nie budziło zastrzeżeń.

Sukces logistyczny koncertu inauguracyjnego, w drugim dniu zamienił się w dramat. Też koncert plenerowy, ale tym razem poprzedzony ulewą, błyskawicami, zanurzonymi w wodzie dziesiątkami kabli. Ogromne niebezpieczeństwo! Ale koncert musiał się odbyć. Żeby zatrzymać publiczność, organizatorzy wykonali rewelacyjne przedsięwzięcie, bowiem licząca ponad 3 tysiące publiczność została zaopatrzona przy wejściu na plenerową widownię w jednakowe białe, przeciwdeszczowe peleryny, ze spiczastymi kapuzami.  Wyglądało to tak, jakby do Łańcuta licznie zjechała amerykańska grupa Ku Klux Klanu, bo tak to wyglądało!

           Natomiast na estradzie ogień łączył się z wodą. Architekt z wykształcenia, zakopiańczyk Sebastian Karpiel Bułecka i jego grupa Zakopower z etnicznymi motywami muzyki spod samiuśkich Tater, a z drugiej strony muzyka wyrafinowana, intelektualna, pełna kontrastów, dowcipu rodem z Krakowa i Grzegorz Turnau z Młodą Polską Filharmonią. Ich „zmiksowana”,   rewelacyjnie zaaranżowana i wykonana muzyka dała niewiarygodny efekt. Warto było zostać do końca koncertu.

Osiem koncertów, każdy inny. Każdego wieczoru inne style muzyczne, renomowani wykonawcy z różnych pokoleń. Na taśmie wspomnień strzępy jakichś epizodów, czy motywów muzycznych, twarzy. No bo gdzie można było wcześniej usłyszeć Cztery Pory Roku niezrównanego Vivaldiego z udziałem akordeonisty i dającego niesamowitego „czadu” szalonego dyrygenta-skrzypka w jednej osobie, Michaela Maciaszczyka? Jak przetrwać cały wieczór muzyki współczesnej, ile trzeba mieć na to wiedzy? Jak można przeżywać teksty żydowskich pieśni religijnych w interpretacji niezrównanego kantora Josepha Malowanego, z dokomponowaną muzyką pełną nostalgii i dramatyzmu narodu wiecznych tułaczy? Gdzie bardziej trafia do wyobraźni słuchacza Daniel Olbrychski? Na ekranie, czy na scenie sali balowej łańcuckiego zamku? A Krzysztof Jakowicz? Dla Niego samego można iść nawet na piechotę z Rzeszowa do Łańcuta, żeby posłuchać jego skrzypiec. A chyba najmłodsza wykonawczyni tegorocznej edycji festiwalu, żywiołowa dwudziestodwuletnia włoska pianistka Leonora Armellini? I wreszcie, na finał Stanisław Sojka.

Można się zastanawiać, analizować, jak osiągnąć efekt, skupić na sobie uwagę przez 90 minut, prezentując większość utworów w spokojnym tempie przypominającym puls bicia serca, z prostą, bo często opierającą się tylko na triadzie budowie harmonicznej. Czy to sprawia muzyka, czy poetyckie teksty, czy bezpośrednie, bez emfazy wykonawstwo piosenek?

Pozostańmy z tymi wspomnieniami i pytaniami, na które czasem trudno znaleźć jednoznaczną odpowiedź. No i dziękujmy za ten Festiwal komu trzeba.

 

                                                                    Jerzy Dynia



Dodaj komentarz

Plain text

Projekt i realizacja: