KAMPANIA CZY CASTING?

KAMPANIA CZY CASTING?
     Wystartowała kampania wyborcza na lokatora Pałacu Namiestnikowskiego. Z początku jakoś niemrawo, jakby starterowi pistolet nijak nie chciał wypalić. Większość szybkobiegaczy została w dołkach, tylko jeden poszedł jak burza. Oczywiście, ten od Prezesa I Ogromnego stał się taki wyrywny. Kumple zorganizowali na jego.cześć konwencję ze światłojękami i owacjami połączonymi z ćwiczeniami gimnastycznymi. Spontaniczne okrzyki przypominające późnego Gomułkę zastąpiono dudowymi. Już sam dojazd kandydata do sali konwencyjnej był traktowany jako wydarzenie większe od przybycia królowej brytyjskiej, albo Madonny. Później w swoim wystąpieniu naobiecywał tyle, ile były premier Tusk w czasie sejmowego expose. A może i trochę więcej. Z tą różnicą, że premier mógł to realizować, a prezydent wręcz przeciwnie, ni cholery. Później ruszył w Polskę dudobus. Zaś prezesowy kandydat nawet sam z sobą podpisał umowę społeczną. W mojej wsi przez samego siebie podpisaną umowę nazywano testamentem. Jestem tylko niepocieszony głębokim schowaniem posła Macierewicza i posłanki Pawłowicz. Zapewne w obawie, aby nie zechcieli gdzież przemawiać. Przecież kandydat Duda ma uzyskać dobry wynik w wyborach prezydenckich po to, aby w kampanii wyborczej do parlamentu, namaszczony na przyszłego premiera, umożliwił swojej partii dojście do władzy. Skoro jeden kandydat techniczny do wszystkiego nie wypalił, to może Duda odpali?
     Z niemałym poślizgiem ruszył wyborczy peleton. Platforma postawiła na urzędujacego prezydenta, zaś koniczyny i lewica na młodzież. Wygląda to tak, jakby zaczęli już kampanię, ale do następnych wyborów, po Bronisławie Komorowskim. Zawsze pojawia się jakaś wyborcza drobnica, taki swoisty plankton. Tym razem też, chociaż boleję, że nie wystawili się dwaj moi ulubieńcy z prawicowej, narodowej ukrainy. Ale za to mamy tak ciekawe persony, jak szansonista Paweł Kukiz, obrazobórca Grzegorz Braun, czy Jacek Wilk, który uprzednio wygryzł z Kongresu Nowej Prawicy odnowionego Janusza Korwina-Mikke. Ten z kolei, nauczony przykrym doświadczeniem, założył sobie dla odmiany autorską partię Korwin i ją właśnie reprezentuje w wyborach  Jest jeszcze egzotyczny narodowiec Marian Kowalski i nikomu z niczego nieznany demokrata bezpośtedni Paweł Tanajno. Robi dobrą minę do złej gry opuszczony, samotny biały żagiel, Janusz Palikot, z którego trochę wyszło powietrze. Wyścig na podpisy zdecydowanie wygrał Andrzej Duda, co Prezesa I Ogromnego wprawiło w świetny, optymistyczny nastrój. Przegrało z kretesem kilku ambitnych na wyrost, chociażby panie Nowicka i Grodzka.
     Specjalnie oryginalnych fajerwerków w kampanii dotychczas jeszcze nie było. No, może poza kilkoma. Przypadł mi do gustu pomysł wyborczego oblotu wyborców awionetką przez Korwina-Mikke. Wszystkie autobusy przy tym wysiadły, a główna postać tego przedsięwzięcia mogła sobie na wszystko spojrzeć z góry. Popróbował Andrzej Duda zerżnąć pomysł prezydenta Obamy i podjął się komentowania nieprzychylnych sobie wpisów na twitterze. Wypadło sztucznie, wręcz żałośnie. W żaden sposób nie dorównywało oryginałowi. Co klasa to klasa! Adam Jarubas zaś próbował błysnąć wokalną interpretacją przeboju Marka Grechuty. Wyszło tak, że jeśli już musi śpiewać, to niechaj lepiej to czyni w chórze kościelnym.
     Wszyscy, bez wyjątku, chcą debatować z ubiegającym się o reelekcję, urzędującym prezydentem. Z sobą już nie za bardzo, pewnie nie przepadają wzajemnie za takim towarzystwem. Bo cóż można w takiej debacie ugrać? A z prezydentem to byłoby to! Płoty, bilbordy i wszystko, co jakoś sterczy z ziemi jeszcze nie dźwiga na sobie ciężaru odpowiedzialności za wyborczy sukces. Po początkowym przestoju ruszyło z kopyta medialne prześciganie się w obietnicach. Przypomina to bardziej casting, anizeli rzetelną prezentację swoich intencji kandydatów. Aż za bardzo widać pracę speców od wizerunku, którzy kreują kandydatów według swojej logiki wizerunkowej, której po ichniemu oczekuje pan Kowalski z Pcimia, albo madame Dulska z Krakowa. To nie musi mieć nic wspólnego z politycznymi realiami. Mamy z tego powodu kampanię negatywną. Winston Churchill mawiał, że polityka to barbarzyńska gra prowadzona przez dżentelmenów. Nasi odwrócili ten porządek. Polityką zrobili grę dżentelmenów prowadzoną przez barbarzyńców.
     Cóż takiego obiecują nam kandydaci, gdy tylko postawimy krzyżyk wyborczy przy nich, a nie na nich? Oto tylko kilka egzotycznych przykładów. Magdalena Ogórek będzie Polskę meblować od nowa. Było juz trochę takich, od Mieszka I po Leszka Kaczyńskiego. Tylko nielicznym udało się coś sensownego zrobić na wzór Kazimierza Wielkiego, Władysława Jagiełły czy marszałka Piłsudskiego. Czarno widzę. Korwin-Mikke zlikwiduje podatki i wywali nas z Unii Europejskiej. Tak prawdziwe, jak gruszki na wierzbie. Szansonista Paweł Kukiz rozpieprzy całą polityczną górę i oprze się na oddolności. Nikt nie wie, co to jest, ale kandydat wie. Ponadto obiecują niektórzy zainstalować w miejsce polskich łąk lepsze angielskie, sprowadzić do kraju całą zarobkową emigrację, chłopom dać wszystko, gtórnikom jeszcze więcej, a emerytom i rencistom rajskie życie. Realnej prawdy w tym tyle, co kot napłakał, a kukułka wykukała.
     W naszym porządku konstytucyjnym rola prezydenta jest zupełnie inna. A jeśli komuś popieprzył się nasz porządek z amerykańskim, francuskim i rosyjskim, gdzie prezydent ma władzę wykonawczą, to już tylko mogę ubolewać i życzyć szczęścia, bo na rozum za późno.
                                                                                                     Roman Małek



Dodaj komentarz

Plain text

Projekt i realizacja: