COŚ MI TU NIE GRA

 
COŚ MI TU NIE GRA
Wydarzenia ostatnich miesięcy, jakie obserwowałem
na szczytach mundurowej władzy, ale
tej niewojskowej, rodzą nieodparte i uporczywe
przekonanie, że ta mundurowa wierchuszka i
jej zwierzchnicy chcą uczynić wszystko, aby
zdeprecjonować powagę tej służby i szacunek
dla policyjnego munduru. Jeśli policja, jako
hierarchiczna struktura, nie chce poszanować
sama siebie, to z pewnością pojawią się problemy
ze społecznym poważaniem. Śmiem twierdzić,
że dosyć dobrze znam to środowisko, mam tam
nawet sporo przyjaciół. Znam wielu zacnych i
oddanych służbie funkcjonariuszy. U nich wiele
zdarzeń z ostatniego okresu budzi zdumienie,
niesmak, a nawet obawę o wizerunek policjanta.
Z jednej strony minister spraw wewnętrznych
powołuje bez solidnego rozeznania nowego
komendanta głównego policji, który na dzień
dobry popełnia kilka bezmyślnych, ośmieszających
gaf. Odcina się od swego poprzednika, do niedawna
zwierzchnika przecież, jak od jakiejś zarazy.
Prezentuje jego gabinet jako wielce kuriozalne
zjawisko, niczym cielę gwugłowe, albo koguta z
trzema pazurami. A już sam bidet w jego łazience,
jako przejaw bizantyjskiej rozrzutności, jakby to
urządzenie było zbytkiem nad zbytkami, chociaż
w całym cywilizowanym świecie jest traktowane
jako coś standardowego. Widocznie nowego pana
komendanta nie wpuszczano uprzednio do właściwie
wyposażonych mieszkań i sanitariatów w
gabinetach. Jednak za szczyt nieodpowiedzialności
trzeba uznać prezentację specjalistycznych urządzeń
elektronicznych w gabinecie komendanta.
Urządzenia tego typu nie są czymś niezwykłym.
Wystarczyło poczytać trochę fachowej literatury
w tym zakresie, bądź popytać kogo trzeba, a
nie od razu pleść głupoty ku uciesze gawiedzi,
a wzbudzaniu politowania i śmiechu u ludzi
bywałych. Jednak czymś absolutnie niezwykłym,
niespotykanym w żadnym kraju, było zachowanie
nowego komendanta w innej, wręcz bulwersującej
sprawie. Przekazał po prostu, zupełnie bezinteresownie,
noworoczny prezent dla obcych służb
wywiadowczych i nie tylko. Wszyscy mogli na
własne oczy zobaczyć, jak zabezpieczony jest
gabinet najważniejszego policjanta Rzeczpospolitej.
Każdy fachowiec od takich zabezpieczeń mógł od
razu rozpoznać, o co w tym interesie chodzi. Teraz
trzeba wszystko instalować od nowa, w zupełnie
nowych konfiguracjach.
Jeszcze dobrze nie rozgościł się w owym
gabinecie insp. Maj, a już musiał w niesławie
odchodzić, ku rozbawieniu obserwatorów.
Internauci twierdzą, że w policji nie będzie w
tym roku maja, tylko dwa kwietnie. Cóż jeszcze
zdołał zrobić inspektor Maj? Poprowadził bal
charytatywny i zwołał na 22 grudnia komendantów
wojewódzkich na doroczne spotkanie
opłatkowe. Podziękował wszystkim za służbę,
pogratulował wyników i wyraził swoje uznanie,
aby już za dwa dni skrzyknąć ekspresowo kilku
do zdymisjonowania. Nie wziął pod uwagę, że to
czas wigilii i świętowania, że taki pośpiech jest
wskazany przy gaszeniu pożaru, pogoni za bandytą,
łapaniu pcheł i biegunce. A żaden z tych
przypadków nie występował. To już nie można
było odczekać tych kilku dni? Cóż takiego niekorzystnego
dla Policji i ludu bożego Najjaśniejszej
przez to stałoby się?
Jednym z tak potraktowanych komendantów
był nadinp. Zdzisław Stopczyk z Rzeszowa.
Wiem, że przyjął to ze spokojem, bez nerwowych
odruchów. Miał tylko jedno życzenie – chciał
rozstać się z rzeszowską komendą tak, jak określają
to stosowne przepisy ustalające policyjny
ceremoniał. I komendant główny policji mu to
solennie obiecał. Zatem oczekiwał na uroczystość
ze sztandarem w obecności dotychczas podległej
mu kadry kierowniczej garnizonu podkarpackiego.
Ile były warte obietnice komendanta, generał
Stopczyk dowiedział się wkrótce. Obiecanki,
cacanki... A jakieś przepisy? A któż z wielkich w
resorcie zawracałby sobie głowę takimi duperelami!
Trudno dziwić się zniesmaczeniu generała
i nie tylko.
Nie rozumiem zupełnie jednego. Dlaczego
regulaminowy ceremowiał da się z godnością i
bez najmniejszych problemów realizować w wojsku,
a jest to tak trudne w policji? Przecież to nic
nie kosztuje, a jak mobilnie działa na godność i
jak łagodzi mundurowe obyczaje!
Za tymi wigilijnymi roszadami personalnymi
w Policji poszły dalsze, zarówno na szczeblu
wojewódzkim, jak i niższych. Nie chciałbym
komentować kryteriów dokonywania zmian.
Każda władza ma prawo stosować własne, byleby
zamykały się one w sferze merytorycznej. Tu
chodziło o coś wręcz przeciwnego. I gdzież tu
apolityczność w służbach mundurowych?
Na gruntownych zmianach kadrowych w Policji
nie skończyło się. Poszło dalej. Najzabawniej
wyszło to w Biurze Ochrony Rządu. Wymieniono
tu całe naczalstwo i nie tylko. Wymieniono
nawet oponę w pancernej limuzynie prezydenta,
ale tutaj akurat na starą. W dodatku bezczelnie
kłamano w tej sprawie po wypadku prezydenckiego
samochodu. Nowe kierownictwo, choć
dyletanckie, jest ponoć intencjonalnie kryształowo
czyste, a paskudni są poprzednicy. W innych
służbach nie jest lepiej.
Każdego powinno to wszystko niepokoić w
obliczu zbliżających się, ogromnych wyzwań,
czekających nas w tym roku. Szczyt NATO, a
przede wszystkim Światowe Dni Młodzieży, będą
wymagały ogromnego i w pełni profesjonalnego
zadbania o bezpieczeństwo. Przecież to prawdziwa
gratka dla organizacji terrorystycznych. A tu
akurat cały system bezpieczeństwa w strukturalnej
i personalnej przebudowie. Kto w tej sytuacji
zagwarantuje, że znowu gdzieś ktoś niekompetentny
nie założy przysłowiowej sparciałej opony?
Tutaj żarty się skończyły, zaczęły się schody. Oby
bez tragicznych skutków!
Roman Małek



Dodaj komentarz

Plain text

Projekt i realizacja: