KOŃ BY SIĘ UŚMIAŁ!

                                                KOŃ BY SIĘ UŚMIAŁ!
     No i doczekaliśmy się takiego rozkwitu „demokracji”, jakiego nie było nawet za czasów marszałka Piłsudskiego, znanego przecież z wielkiego „uwielbienia” dla zasad demokratycznych. Teraz twórczo demokratyczną myśl marszałka rozwija Prezes I Ogromny, kreujacy się na jego obraz i podobieństwo. O nieogarnionym szacunku z jego strony i strony jego wyznawców do naszej Konstytucji już pisałem. Obejmuje on aż cały ceremoniał przysięgania przy obejmowaniu ważnych funkcji. Przecież na kota przysięgać nie uchodzi. Później Konstytucja staje się wręcz przeszkodą w marszu ku świetlanej przyszłości pod prezesowskim przewodem.
     Ileż gromów spadało na wredną nomenklaturę, jako kwintesencję peerelowskiego zła. A jeszcze w ubiegłym roku wszyscy, jak jedna żona prawa i sprawiedlia, tudzież takowy mąż grzmieli niczym zeusy gromowładne na pleniące się wokół kolesiostwo i nepotyzm, które należy wypalić gorącym żelazem niczym barszcz Sosnowskiego w Bieszczadach. To, co się ponoć wówczas działo w tej sprawie wołało o pomstę do prezesowego nieba. Ktoś tam obiecywał, że po wygranych wyborach da ludowi pracującemu miast i wsi nasszego udręczonego przez poprzedników kraju kryształowo czyste zasady kadrowe, oparte o kompetencje, wiedzę i umiejętności, a nie znajomości i kolesiostwo. I wygrał. Zatem mamy to, czegośmy chcieli.
     Zamiast obiecanego raju sprawiedliwości zaczęły się prawdziwe czystki. Niektórzy twierdzą, że nomenklatura może sięgnąć do sprzątaczki i portiera. Dotychczasowi przecież to sami nieudacznicy i kolesie. Różne problemy to ze sobą niesie. Dla przykładu w Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa wymieniono w komplecie kadrę kierowniczą i nie tylko, zastępując ją ludźmi z własnej opcji politycznej, często przypadkowymi. W poprzednich latach wszyscy rolnicy otrzymywali dopłaty unijne już w lutym, a teraz i czerwiec ponoć wątpliwy. A tu wiosna na karku. Trzeba siać, orać, nawozić i sporo innych czynnosci kosztownych wykonywać. Nie można było nieco poczekać, albo zmieniać sukcesywnie?
     Najbardziej absurdalnych zmian dokonał minister rolnictwa. Dla zasady. Wziął i wywalił z roboty szefów dwu najlepszych stadnin koni arabskich na świecie. Ludzi uznanych i cenionych na całym globie, z ogromnymi sukcesami hodowlanymi. Koń by się uśmiał! Od razu zaproponował im pracę szejk Kataru, a on z pewnością lepiej zna się na hodowli koni arabskich, aniżeli nasz minister rolnictwa. Tajniki hodowli poznaje się dziesiątki lat. Jednego zastąpił ekonomista, który podobno rozróżnia araba od krowy i osła, ale już od perszerona nie potrafi. Za trudne. A gdy słyszy słowo masztalerz, od razu odpowiada, że w domu ma sporo talerzy i niektóre nawet w gustowne wzorki. A może te araby jakoś politycznie źle się panu ministrowi kojarzą? Zechce pewnie – jak na prawdziwego Polaka przystało – rozwijać hodowlę koni o polskich pyskach. Bardzo to byłoby patriotyczne, ale takie konie mogą tylko makaroniarze i żabojady kupować na kiełbasy.
     W zarządach i radach nadzorczych spółek państwowych też ruch jak na Mannhattanie. Wszyscy partyjnie zasłużeni załapali się gdzieś, bądź są w trakcie, ale to nie jest żadne kolesiostwo ani wyrazy partyjnej wdzięczności, to tylko fachowość, kompetencja, wiedza i umiejętności aż tak bogato obrodziły w szeregach PiS. Ale taki punkt widzenia z kolei podpada pod nomenklaturę! Pomijam już takich panów, jak Jasińskiego i Mastalerka, niezrównanych znawców od wszystkiego, ale prawdziwym hitem kadrowym jest pewna pani znana tylko z tego, że jest osobą bardzo zaufaną domu prezesowego, sporo ongiś pracującą w „Społem”. Otóż zasiadła ona w Radzie Nadzorczej PGE za kilkadziesiąt tysięcy miesięcznej gaży. Jednej z najważniejszych, bo strategicznych, spółek skarbu państwa. Ponoć ta futerkowa pani jest energetycznym specjalistą najwyższej klasy, bo wie, że prąd nie płynie rzekami, ani kanałami. Ale tak twierdzą z pewnością ludzie wyjątkowo złośliwi i nieżyczliwi nowej władzy.
     Może teraz z innej beczki. Pewien mądry człowiek powiedział, że przed upadkiem zawsze kroczy pycha. Coś w tym jest. Trudno pojąć, dlaczego na wszystkie tematy wypowiada się minister, który powinien mówić najmniej, ze względu na charakter swojej profesji. Ale jeśli jest przekonany, że zna się na wszystkim i ma ogromne parcie na szkło? Trudno, albo powściągliwość właściwa dyplomacie, albo wybór innego resortu, dla przykładu – kultury i dziewictwa narodowego, sportu czy rodziny i spraw socjalnych. Można gadać do woli, bo nikomu z dyplomatów nie przyjdzie do głowy wsłuchiwanie się w te wywody. Co innego minister spraw zagranicznych. Jemu gaf popełniać nie wolno.
     Mamy również we władzach PiS złotoustego Jacka Sasina, taki swoisty omnibus mądrości wszelakiej. W każdej stacji telewizyjnej go pełno. Już boję się otwierać swoją piwnicę w obawie, że będzie tam siedział Jacek Sasin i zacznie mi tłumaczyć, jak mam przechowywać cebulę, buraki i ziemniaki. Kto, jak kto, ale on przecież wszystko wie najlepiej. Ostatnio zaczął – w odpowiedzi na ataki pismaków na jego partyjny areopag – gęsto rozdawać jego przedstawicielom aureole patriotycznej i państwowej świętości. Czyni to w uduchowiony sposób. Zaś krytykierom rogi, jak się patrzy, bo na argumenty idzie mu źle. Załapał się na taką aureolę również wiceważny wicemarszałek Joachim Brudziński. Gdy dla zabawy podczas towarzyskich odwiedzin poprosiłem trzyletniego gospodarza, aby mi narysował kredkami tego pana z telewizji (akurat pokazali pana wicemarszałka) z takim kółkiem na głowie, efekt mnie zdumiał. Było wszystko, tylko brakło górnej części głowy. Maluch fachowo mi wytłumaczył, że tego nie narysował, bo nie ma łysej kredki. Co za głębia artystycznego spojrzenia! Byle do wiosny!
                                                                                                  Roman Małek
 



Dodaj komentarz

Plain text

Projekt i realizacja: