Najważniejszym elementem naszej pamięci o męczeństwie Kresowian będą materiały, jakie będzie pokazywać Polska Telewizja o rzezi Polaków na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej. W czerwcu rzeszowska telewizja pokazała bardzo rzetelny program o wymordowaniu polskich wopistów i milicjantów przez UPA w Jasielu. W tym materiale nie nazywano już polskich milicjantów "komunistycznymi mordercami" lecz bohaterami i oddano im godną cześć.
Cieszy, że w tym reportażu mówiono również o zaangażowaniu rzeszowskiego IPN w Jasielu.
Dlaczego PO zakłamywała historię Polskich Kresów?
Gdy w latach 1989-1990 odgórnie i z premedytacją Związek Radziecki był demontowany przez ekipę Gorbaczowa i KGB, wiele rzeczy było możliwych i wiele się wydarzyło. Nie tylko szereg narodów odzyskało niepodległość, ale też powstały liczne drobne republiki autonomiczne, jak żydowska w składzie Federacji Rosyjskiej czy Gagauzja w składzie Mołdawii.
Anatolij Sobczak, polskiego pochodzenia mer Petersburga (jednym z jego urzędników był Władimir Putin), powiedział w radiu, że zgodnie z prawem, jeżeli federacja kilkunastu państw się rozpada, to tereny włączone do niej siłą w 1939 roku mogą wrócić do stanu sprzed aneksji. W tej sprawie rząd Mazowieckiego nie kiwnął palcem. W jego składzie byli: Leszek Balcerowicz, Jan Janowski, Jacek Ambroziak, Janusz Byliński, Jacek Kuroń, Henryk Samsonowicz, Krzysztof Skubiszewski, Tadeusz Syryjczyk, Marcin Święcicki.
Nie ma się czego dziwić! Jacek Kuroń publicznie wyrażał zadowolenie, że Lwów jest ukraiński. Cieszył się tak, jak jego pobratymcy, kiedy Armia Czerwona w 1939 roku wkraczała do Lwowa. Balcerowicz nawet obecnie umacnia Ukrainę.
Dr hab. Dora Kacnelson, wybitny filolog i historyk, nieżyjąca już polska Żydówka, która większość życia spędziła w ZSRR, twierdziła, że w momencie rozpadu Związku Radzieckiego istniała możliwość powrotu do Polski: Lwowa, Grodna, Stanisławowa a nawet Tarnopola. W wywiadzie dla „Gazety Polskiej” z 28 października 1993 roku Kacnelson powiedziała: „Pan minister Skubiszewski jest zdrajcą wobec Polaków, rodaków, niedobitków na Wschodzie.”
Dr Kacnelson zdecydowanie występowała w obronie interesów polskiej ludności na byłych kresach wschodnich, z pasją krytykując ludzi z ekipy ministra Krzysztofa Skubiszewskiego za fatalne zaniedbania w tej sprawie.
Błędem było tak szybkie uznanie zachodniej granicy Ukrainy przez Polskę – postąpiono tak w imię dobrych stosunków, ale gdyby teraz kwestia granicy była nadal otwarta żaden ukraiński polityk nie ośmieliłby się na promowanie banderzymu – przynajmniej przez jakiś czas Ukraina mogłaby być szantażowana politycznie.
Polityka międzynarodowa jest brutalna, albo masz na sąsiada haka, albo sam na haku wisisz. Ekipa Mazowieckiego chwaliła się dobrymi stosunkami z administracją USA, to dlaczego nie zwrócili się z tą sprawą do Waszyngtonu. Za Kuklińskiego coś Polsce się należało. W tej sprawie istniały konkretne zobowiązania USA. W Teheranie w grudniu 1944 r., a praktycznie w Jałcie w lutym następnego roku, Polska została potajemnie oddana przez USA i Wielką Brytanię Rosji. Szczególnie dwuznaczna była tu rola Franklina Delano Roosevelta, który równocześnie z paktowaniem na temat Polski ze Stalinem zabiegał o głosy Polonii amerykańskiej w wyborach prezydenckich. 28 października 1944 r., pięć dni przed głosowaniem, odwołując się do Boga, Roosevelt przyrzekał Karolowi Rozmarkowi, prezesowi kongresu polonii amerykańskiej, że Polska zachowa przedwojenne granice. Arthur Bliss Lane, ambasador USA w Warszawie w latach 1944-1947, napisał pod wpływem tej realpolitik książkę „I Saw Poland Betrayed” („Widziałem Polskę zdradzoną”), ustępując wcześniej z urzędu. Było to wołanie na puszczy… Eisenhawer przyrzekał Sosnkowskiemu nawet, że zerwie układ jałtański. Co można powiedzieć w 72 -lecie Jałty?
Nie jest przypadkiem, że kolebką ukraińskiego nacjonalizmu jest Lwów – miasto lokowane przez Kazimierza Wielkiego, miasto o polskim charakterze, przez wieki tworzone przez Polaków, niezwykle ważne dla polskiej historii. Tam wszystko przypomina Ukraińcom, że to miasto nie jest ich miastem. Przykro mi, że pamięć o polskich mieszkańcach Lwowa brutalnie wypędzonych przez Stalina nikt się nie upomina.
W dniach 2-4 stycznia 1945 miały miejsce masowe aresztowania Polaków zamieszkałych we Lwowie (patrz wspomnienia Marii Kulczyńskiej Lwów-Donbas 1945 – link zewnętrzny [4]). Objęły one według szacunków AK około 17 tys. osób, w tym 31 pracowników naukowych uniwersytetu i politechniki. Część aresztowanych po kilkudniowym śledztwie została zwolniona, jednak większość deportowano w głąb Związku Radzieckiego. Zostali wówczas aresztowani następujący profesorowie politechniki lwowskiej: Włodzimierz Burzyński, Edward Sucharda, Marian Janusz, Ewa Pilatowa, których po pewnym czasie zwolniono z więzienia we Lwowie. Innych aresztowanych kilkunastu polskich profesorów przewieziono do łagru Krasnodon (m.in.: Juliusz Makarewicz, Tadeusz Kuczyński, Stanisław Fryze, Witold Minkiewicz, Emil Łazoryk, Kazimierz Przybyłowski, Edwin Płażek, Aleksander Kozikowski. Skazani na 5, 10, lub 15 lat, zostali oni skierowani do ciężkiej fizycznej pracy przy wyrębie lasów lub w kopalniach antracytu w Zagłębiu Donieckim. Obowiązywała zasada – albo łagier albo wyjazd do Polski.
Polacy winni wrócić do Lwowa tak, jak Ukraińcy wrócili na Podkarpacie po akcji Wisła z zapewnieniem do własności domów i majątku. Dlaczego lwowianie mają pełne prawa obchodzić wspólnie z harcerzami, uroczycie "Dzień Wypędzonych"?
Zdzisław Daraż
Dodaj komentarz