SMUTNY TEN PATRIOTYZM
Święto Flagi i obchodzone tuż po nim Święto 3 Maja znowu dało politykom możliwość manifestowania niezmierzonej głębi patriotycznych uczuć. Oflagowani, ukotylionowani niczym wyścigowe rumaki, uchachani w ojczyźnianej miłości po grób, tworzyli sielankowy wizerunek naszych elyt politycznych. Sądząc po ich zachowaniach, w sercach narodu pali się płomień żarliwego patriotyzmu dziewiętnastowiecznego, niczym lawa w hawajskich wulkanach.
Tym paniebożedopomożeniowym życzeniom krzycząco przeczy rzeczywistość. Może jeszcze u żyjących dinozaurów, pamiętających okupację, coś takiego jeszcze tli się. Ci z poślizgiem urodzeni mają inne preferencje. Zresztą sprokurowane przez naszych władców różnego autoramentu. Patriotyzm sprowadza się dziś do zasady – tam jest moja ojczyzna, gdzie wisi mój kapelusz. Bez najmniejszych oporów kilka milionów rodaków emigruje za godziwym życiem, ponieważ w ich ojczyźnie im tego poskąpiono. Szykuje się następna fala wyjazdu ludzi młodych, świetnie wykształconych, ponieważ ich macierz nie ma dla nich nic poza sloganami, błogosławieństwem bożym i krzyżem na drogę. To niby dlaczego mają darzyć ją euforycznym uwielbieniem? Wolą stabilność i przewidywalność życia bez obecności swojej ciągle zrewoltowanej politycznie i społecznie ojczyzny.
Nie wiem, dlaczego niektórzy byli zszokowani wynikami prostego sondażu w sprawie ewentualnego podjęcia walki, gdyby nasz kraj został napadnięty zbrojnie. Otóż tylko 19 procent zadeklarowało zdecydowaną walkę z agresorem, trochę więcej wspierałoby walczących, a reszta? Byłoby jej to obojętne, a 32 procent wyjechałoby natychmiast z kraju. Spory odsetek podjąłby nawet współpracę z najeźdźcą. Jeszcze 30 lat wstecz taki stan patriotyzmu byłby nie do pomyślenia, byłby wręcz obrazobórczy. Czyja to klęska? Tylko nie zwalajcie winy na nauczycieli! Jest to klęska naszego państwa in bloque! Wynik sponiewierania wszystkiego, co było do sponiewierania, począwszy od moralnych autorytetów, a na zwykłym, codziennym humanitaryźmie skończywszy. O systemie wychowawczym, ekonomicznym i socjalnym wolę nie wspominać.
Trudno również przejść obojętnie wobec naszej polityki zagranicznej w ostatnim okresie. Jeśli można nazwać to polityką. Chyba jednak w klasycznym rozumieniu jej brakiem . Szef naszej dyplomacji przypomina bardziej Schettinę, kapitana włoskiego statku „Costa Concordia”, aniżeli solidnego, polskiego dyplomatę. Zamiast prowadzić dyplomację prowokuje bezsensowne awantury. Obraża wyzwolicieli Ashwitz Birkenau, ogłasza wojnę z rosyjskimi motocyklistami tak, jakby mialo do Polski wjechać nie 19 rosyjskich motocyklistów, a 19 ruskich dywizji pancernych. Jeśli 19 motocyklistów jest w stanie zagrozić mojemu krajowi, to ja dziękuję za taką politykę! Gdyby nie nasza polityczna głupota, nikt nawet nie wiedziałby, że „Nocne wilki” istnieją. Dorabianie do tego przejazdu jakiejś ideologii jest czymś niepojętym. Dyplomatyczne blamaże spychają nas na margines polityki europejskiej. Nawet Ukraińcy nie chcą nas dopuścić do stołu rozmów w kluczowych sprawach. Wręcz ośmieszają nas. Za to my fundujemy im pełne wsparcie, gdy oni uchwalają uroczyste obchody rocznicy związanej z Diaczenką, katem powstańczego Czerniakowa i uchwalają ustawę gloryfikującą bandytów z OUN UPA. Gdzie tu polityczna symetria?
Nie jestem w stanie także pojąć naszego uwielbienia dla Wielkiego Brata zza wielkiej kałuży, pomimo że na każdym kroku daje nam wyniośle do zrozumienia, gdzie nasze miejsce w szyku. Pomijam już te wizy, bo któż chce teraz jeździć do USA? Ale dawać się poniewierać nie powinniśmy. Od tego jest dyplomacja. Wpierw prezydent Obama publicznie obozy zagłady nazywa polskimi. Żeby było śmieszniej, podczas wręczania pośmiertnego odznaczenia dla legendarnego kuriera, Jana Karskiego. To jakoś szybko udało się sensownie sprostować. Ktoś kazał też sekretarzowi stanu, Johnowi Kerry, na grobie Mazowieckiego złożyć kwiecie. Złożył, ale nie miał pojęcia kim był Mazowiecki. Jeśli tak wysokiej rangi urzędnik państwowy, jak szef FBI, James Comey, czyni Polskę współwinną Holocaustu, to już przekracza wszelkie granice przyzwoitości i świadczy o historycznym dyletantyzmie politycznych elit USA, które lekceważą nasz kraj. Zresztą taki nieco wizerunek Polski kształtuje nagrodzona Oscarem „Ida”. Ale jeśli Amerykanie będą swoją historyczną wiedzę opierać na filmach, to za chwilę jakiś sekretarz stanu uzna publicznie, że II wojnę swiatową rozpętał Franek Dolat.
Roman Małek
Dodaj komentarz