O WYBORACH OKIEM SOCJOLOGA
Minął upalny sierpień, ale gorący okres dopiero przed nami. Wielkimi krokami zbliża się bowiem kampania wyborcza. A zapowiedzią jej wysokiej temperatury są już utarczki przy „układkach" miejsc na listach wyborczych. Niektórzy kandydaci nawet nie udają, że dbają o interes społeczny, czy partyjny, walcząc o mandatowe miejsca. A wyborcy niezainteresowani polityką nie zawracają sobie głowy tymi manipulacjami, natomiast zainteresowani tracą swój cenny czas na śledzenie karuzeli z nazwiskami. Kiedy niektórzy z obu grup udadzą się do urn i postawią odpowiedni znak przy popieranym przez siebie kandydacie, to system liczenia głosów zaprowadzi ich „krzyżyk" w odpowiednie miejsce, tak by z pracowicie ułożonej kolejności nazwisk kandydatów wybrane zostały te namaszczone.
W zależności od zdolności danej partii do przekroczenia progu wyborczego i skomplikowanych dla przeciętnego obywatela przeliczeń innych parametrów, opłacane przez kandydatów pierwsze, drugie, a czasem trzecie miejsce może uprawniać do otrzymania mandatu. Jeżeli dana lista przebrnie przez sito tych zawiłości, to choćby na „jedynce" umieszczono nazwisko osła, mamy z niego posła. Rzecz jasna, może się zdarzyć, że większość krzyżyków zbierze „przypadkowe" nazwisko kandydata z
dowolnego miejsca na liście, to przyciągną one kolejne głosy i zrodzi się nowicjusz poselski. Ale takich wypadków przy pracy nie ma za dużo, ponieważ lata kształtowania świadomości wyborców wyrobiły nawyk, że jeśli nie głosujemy na tzw. mandatowe miejsca, to nasz głos jest stracony.
Czy układanie list w jednomandatowych okręgach wyborczych w sposób korzystny dla wyborców zapobiegłoby partyjnym manipulacjom? Czy ten sprawdzony w innych krajach system można bez obaw przetransponować do naszego kraju? Te pytania nurtują nas przed referendum, lecz czy wiele osób pofatyguje się 6 września do urn?
W jaki sposób zreformować wyścig do ław poselskich, by kampania nie była tak kosztowna, obywatele mieli prawdziwe rozeznanie na kogo głosować, a kandydaci posiadali kwalifikacje nie tylko do reprezentowania wyborców, ale decydowania w ważnych sprawach gospodarczych i społecznych dla dobra rodaków i kraju, a nie w interesie partii, lobbystów i swoim prywatnym? Pierwszą część pytania uznają za bezzasadną ci, którzy ogromne wydatki na papierową kampanię traktują w kategoriach popytu na usługi dla wielu branż, dochodów dla firm i pracy tam zatrudnionych. Ale popyt na kampanijne usługi można zamienić na usługi społeczne,
pożyteczne i niedoinwestowane. Czy w epoce społeczeństwa informacyjnego, bez materialnych nośników informacji można się obejść w kampanii wyborczej, albo przynajmniej je zminimalizować? Chociażby poprzez przekazanie służbom miejskim plakatów wyborczych, które byłyby rozwieszane dla wszystkich kandydatów w danych miejscach tylko jeden raz.
Karalność przyłapania na nielegalnym zaklejaniu plakatów „przeciwników" politycznych zapobiegłaby zatruwaniu środowiska spalinami samochodów okrążających do trzeciej nad ranem miasta, by plakat kandydata opłacającego te wycieczki był rano widoczny, przysłoniwszy plakat konkurenta. Czy dla społeczności obywającej się na co dzień bez internetu nie wystarczyłyby tradycyjne kanały przekazu dostępnych mediów w postaci prasy, radia i telewizji? Interesująco podany materiał wyborczy powinien przyciągnąć słuchaczy, widzów i czytelników, nawet łowców sensacji.
Próbą odpowiedzi na drugą część postawionego wypytania mogą być następujące kwestie: jak długo jeszcze do oddania głosu na kandydata wystarczy populistyczny przekaz wyborcom tego, co chcą usłyszeć? Kiedy wyborcy zrozumieją, że hasła wyborcze to pustosłowie i reklamowe slogany? Jak wytłumaczyć, że nawet najlepiej skonstruowany program
wyborczy nie będzie realizowany jeśli partia nie uzyska większości w Sejmie lub nie zdoła stworzyć koalicyjnego lobbingu? Przed kampanią wyborczą należałoby zdiagnozować oczekiwania obywateli wobec kierunku strategii społeczno-gospodarczej w celu konstruowania założeń programowych.
Do opracowania programu włączyć ekspertów, którzy rozważą możliwe sposoby wdrożenia postulatów obywateli z uwzględnieniem mechanizmów gospodarczych i sprzężeń zwrotnych pomiędzy polityką gospodarczą i społeczną. W trakcie kampanii tak przygotowany program poddawać ocenie wyborców (w formie wirtualnej lub realnej), tłumacząc zasadność przyjętych rozwiązań, przyjmując uwagi, dokonując korekt. Dyskusje przedstawicieli różnych opcji politycznych powinny się toczyć wokół punktów stycznych i rozbieżności programowych, a nie personalnych ataków i testowania inteligencji w ripostach na obraźliwe uwagi.
Trzecia część pytania dotyczy kompetencji kandydatów pretendujących do reprezentowania wyborców w parlamencie. Prezentacja kandydatów nie może ograniczać się do zdjęcia z nazwiskiem, profesją i hasłem wyborczym, lecz wyborca musi mieć wgląd w dotychczasowy dorobek zawodowy, osiągnięcia i sukcesy w sferze zawodowej, publicznej i prywatnej.
Jednym z kryteriów znalezienia się na liście wyborczej powinien być zasób zdobytych doświadczeń w pracy na rzecz społeczności, odpowiedzialność za podejmowane przedsięwzięcia. Ubieganie się o ponowną reelekcję powinno być uwarunkowane precyzyjnie określoną oceną dotychczasowej pracy w Sejmie. Po dwóch kolejnych kadencjach w Sejmie poseł nie powinien mieć możliwości startu w wyborach, ewentualne ponowne kandydowanie po 4-letniej przerwie może być przyzwolone tylko wyróżniającym się posłom.
Krystyna Leśniak-Moczuk
Dodaj komentarz