Stanisław Majka

Rzeszów swój widzę piękny i nowoczesny

Dr inż. arch. Stanisław MAJKA urodził się w 1928 r. we Francji. Rodzina jednak dość szybka przeniosła się do Krzywej k. Sędziszowa, więc maturę zdał w „Plastyku" w Sędziszowie razem z pierwszym rocznikiem tej szkoły. Studiował w Politechnice Szczecińskiej (na kierunku architektura), ale tytuł magistra uzyskał - już pracując - w Politechnice Gdańskiej. Do Rzeszowa trafił w 1959 r. po tym, jak zbuntował się przeciwko swojemu pierwszemu pracodawcy za to, że ten przyznał mu odznakę przodownika pracy, ale nie dał ani grosza podwyżki, mimo że wszyscy inni ją otrzymali. Gdy podjął pracę w rzeszowskim wydziale architektury szybko awansował na głównego architekta miasta.

Od 1967 r. pracuje w Politechnice Rzeszowskiej. W 1984 r. otrzyma! prawo twórcy przyznane przez ministra kultury i sztuki, które pozwala mu dzisiaj, jako emerytowi, zarobkować bez ograniczeń. Doktorat uzyskał w Politechnice Warszawskiej w 1987 r.

„MAJKA, NIE ZROBISZ Z NIEGO KRAKOWA"

Powrót do Rzeszowa, który wtedy liczył około 33 rys. mieszkańców uświadomił mu różnicę, jaka dzieliła to miasto od Szczecina i Gdańska, ale nad Wisłokiem stworzono mu w zamian sprzyjające warunki do działania, więc energicznie włączył się w prace nad kierunkami rozwoju miasta. Każdy śmielszy pomysł architektoniczno-budowlany - wspomina - miał tu swoich zwolenników i przeciwników. Wspólnie z arch. Władysławem Hennigiem kreślili śmiałe projekty i przekonywali do nich ówczesnych decydentów. Największy spór toczył się o koncepcję osiedla Baranówka. Gdy walczyli o urozmaiconą architektonicznie zabudowę usłyszeli: „Majka, ty z Rzeszowa nie zrobisz Krakowa". Któryś z decydentów jednak go poparł i to tak potężnym argumentem, że „kto przeciw miastu i temu osiedlu, ten jest przeciw komunizmowi". To przeważało szalę.

Dziś cieszy go to, że rzeszowskie osiedla powstawały w zasadzie w oparciu o tamte ich projekty. Że towarzyszył rozwojowi miasta przez tyle lat, że ciągle coś projektował.

Z przełożonych, którzy go wspomagali i bronili, wymienia m.in. Alfreda Żądlę - ówczesnego przewodniczącego Prezydium MRN w Rzeszowie. Uznawał on i popierał ludzi odważnych i odpowiedzialnych. Dzięki niemu już wtedy wydali spółdzielniom mieszkaniowym zezwolenia na podjęcie szerokiego frontu robót, mimo że brakowało jeszcze wielu dokumentów.

TO WŁAŚNIE BYŁO TO

Architektura jest i była dla niego celem życia. Dlatego prawie bez przerwy tkwił przy desce kreślarskiej. Każdy temat dręczył go wewnętrznie, wizje wyzwalały się najczęściej nocą. Budził się rano, szedł do pracy i rysował. l to właśnie było to.

Lubi chodzić po Rzeszowie i to coraz inną trasą. Ogląda miasto i analizuje jego rozwój. Często korci go, by coś zmienić i poprawić, ale niestety, nie ma takiej możliwości.

Rzeszów widzi jako miasto, które może być i piękniejsze i nowocześniejsze, mieć więcej ciekawych rozwiązań architektonicznych i więcej orientacyjnych punktów odniesienia. Dlatego martwi go to, że obecne władze architektoniczne pozwalają na byle jaką zabudowę wzdłuż głównych ciągów komunikacyjnych, np. na Nowym Mieście, że marnują piękne tereny.

Cieszy się z realizacji swoich projektów, zwłaszcza gdy te zyskują akceptację i podobają się. Zalicza do nich kompleks zaplecza lotniska w Jasionce, gdzie zastosował rozwiązania, jakich nie ma żadne inne tego typu lotnisko w naszym kraju. Nowatorską konstrukcję zaprojektował w budynku „Geokartu" przy ul. Geodetów. Niestety, brak odpowiedniej ilości pieniędzy spowodował, że zrezygnowano ze szkła i aluminium. A teraz z obiektu, który miał służyć upowszechnianiu myśli kartograficznej na cały świat, uczyniono „śmietnik" różności.

Wspaniale wygląda bryła Biblioteki Uniwersyteckiej (jest jej głównym projektantem). Żałuje tylko, że spora część terenów wokół Uniwersytetu Rzeszowskiego została oddana na inne cele i nawet że już je częściowo zabudowano i to byle jak. Przypomina też, że zespół obiektów MPK przy ul. Lubelskiej (jego projektu) został zbudowany na lokalizacji ważnej tylko na 5 lat, gdy sam proces realizacji trwał aż 10 lat. A obiekty wciąż stoją.

Wedle jego projektu zbudowano budynek PZU przy ul. Zygmuntowskiej. Ma również na swoim koncie 32 pozycje wynalazcze przyjęte przez Urząd Patentowy (w tym większość całkowicie własnych, część we współpracy z innymi). Dotyczą one nowatorskich rozwiązań budowlano-architektonicznych. Prace swoje realizował m.in. w Egipcie, Bułgarii, Niemczech i Rosji.

ZAUROCZENIE

Największe zauroczenie przeżywał we Lwowie. Zaczęło się ono od momentu, gdy w ramach współpracy z Politechniką Lwowską przebywał tam ze studentami PRz. Chodził po lwowskich ulicach, placach oraz zakamarkach i rysował. A potem czytał i poznawał historię miasta i każdego jego zakątka. Efektem tego jest książka pt. „Lwów w starej i nowej szacie" wydana we współpracy z Bohdanem POSATSKIM w językach polskim oraz ukraińskim.

Nie tylko rysuje, ale i fotografuje. Jego życiową dewizą jest być w ciągłym ruchu. Musi coś stale robić, bo lubi pracę i ona go lubi. Dzięki wspaniałej żonie mógł poświęcić swój czas na realizację swoich architektonicznych wizji oraz uprawianiu swego hobby. Rozumiała go i pomagała mu przy desce kreślarskiej. Dzisiaj wspierają go córka i zięć - inżynierowie budowlani, wychowankowie już naszej politechniki. Może więc wyskoczyć sobie na grzyby, działać w Towarzystwie Przyjaciół Rzeszowa, pisać do prasy, a przede wszystkim dalej snuć swoje wizje.

Projekt i realizacja: